(Czytaj do końca)
Jestem ZA równymi prawami dla dorosłych, równie zdolnych ludzi, którzy dysponują odpowiednimi umiejętnościami - bez względu na cechy takie jak: płeć, wiek, inne. Jestem tym samym za równymi prawami zarówno kobiet jak i też MĘŻCZYZN. Jeśli chcemy równouprawnienia i uchwalamy konwencję "antyprzemocową", to uwzględniamy w niej i Jedne i Drugich - owi "Drudzy" też bywają ofiarami przemocy. Mówiąc o sprawiedliwości i równości żadne statystyki nie powinny mieć znaczenia, a kiedy mają - wtedy zwyczajnie dyskryminują. Jako że kobieta też człowiek, a ludzie są różni - różne bywają babki. Wśród nich znajdziemy wspaniałych naukowców, polityków, szefów ale też morderców, stalkerów i fatalne partnerki. Jeśli mówimy o sprawiedliwości, to bądźmy sprawiedliwi. Jeśli walczymy z przemocą, to walczmy z tą, która dotyka i kobiety i mężczyzn. Tym drugim również trzeba pomóc - kultura zabrania im żalić się, że kobieta bije, bądź znęca się psychicznie. A bywa, że ona to robi, a on naprawdę potrzebuje pomocy i nie zasługuje na ostracyzm, bo "baba go bije". Czy dlatego, że stalkerami w przeważającej większości są mężczyźni wynika, że mężczyźni-ofiary nie powinni otrzymać pomocy? Równie rozsądne byłoby stwierdzenie, "skoro absolwentami mechaniki i budowy maszyn w przeważającej większości są mężczyźni, to kobiety nie powinny mieć prawa podejmowania tego kierunku". Konwencja "antyprzemocowa" powinna więc albo wylądować w śmietniku albo należy pozbawić ją :) płci. Ciekawostka - konwencję "antyprzemocową" uchwaliła Turcja - mimo tego bestialskie znęcanie się nad Turczynkami z roku na rok powszechniejsze. Najwidoczniej nie konwencje, tylko zaostrzenie i - co najważniejsze - egzekwowanie przepisów karnych da wymierny efekt. Miast uchwalać wzniosłe konwencje - dosadnie karać Panów jak i Panie, za znęcanie się nad rodziną czy partnerką/partnerem. Temida nosi opaskę na oczach i nie powinna podglądać, czy ma do czynienia z panem czy z panią.
A po co te równe prawa? Uważam, że każda organizacja, firma, wreszcie kraj zawsze zyska, jeśli ludzie o odpowiednich kompetencjach i umiejętnościach będą mieli równe szanse i równy dostęp do ich realizacji oraz ochrony prawnej, bez przywilejowania czy dyskryminowania kogokolwiek... Załóżmy, że mamy 2 grupy: 100 mężczyzn i 100 kobiet. Wiadomo, że wśród tych pierwszych znajdziemy więcej ludzi nadających się do walki. Jeśli przyszłoby stworzyć spośród nich kompanię szturmową, to niekoniecznie trafne byłoby wybranie samych mężczyzn, tylko dlatego, że nimi są - przy wyborze należy raczej zwracać uwagę na umiejętności wymagane w walce. Wybierając samych facetów zapewne trafiłoby się kilku słabszych. Zamiast nich lepiej wziąć kilka silnych pań - "babochłopów" :). Dlaczego? To chyba oczywiste - grupa jest tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo. Jeśli kompania wyruszy na rozpoznanie (pomijając jej szturmowy charakter), to nie można pozwolić, aby nawet jeden mężczyzna wybrany tylko dlatego, że nim jest, opóźniał marsz, dostając zadyszki po kilometrze. Zamiast niego:
chyba lepiej sprawdzi się ona:
https://www.youtube.com/watch?v=BAiLyME9UFc#t=4m24s Bohaterek powstania warszawskiego jest wystarczająca ilość, by potwierdzić tezę. Nie tylko sanitariuszek. Elżbieta Zawacka - to właśnie ta jedna z "kilku".
Równouprawnienie jest więc w powyższym przypadku korzystne. Równouprawnienie, ale w żadnym przypadku nie przywilejowanie kogokolwiek w imię "równych praw".
Dawanie ekstra przywilejów kobietom w imię "równouprawnienia" jest czystą hipokryzją. Podobnym paradoksem byłby przepis "o ochronie życia", skazujący na karę śmierci dokonujące aborcję. Patrząc na przykład z kompanią - głupotą jest stosowanie lżejszych testów sprawnościowych dla pań, które chcą służyć w wojsku (w imię równych praw, oczywiście). Czy przeciwnik, chcąc odstrzelić żołnierkę wspaniałomyślnie ofiaruje jej dodatkowy czas na ucieczkę, bo miała niższe wymagania na 1000m podczas testu sprawnościowego?! Czy wyobrażacie sobie sytuację, kiedy żołnierka nie będzie w stanie ewakuować rannego kolegi? Owszem - przeszła testy ale tylko dlatego, że nie musiała się podciągać. Gdyby musiała to wyszłoby na jaw, że ramiona akurat tej są wątłe, słabe i nie dźwigną kompana, a jego życie z kolei nie byłoby w równym niebezpieczeństwie - miałby u boku innego żołnierza (pana albo panią), z silniejszymi łapami, bo zdołał/a się podciągnąć te min. 10 razy.
Takich, rzekomo, "równościowych" wynalazków, jest więcej, np. ochrona pracy kobiet (bhp) - dlaczego praca mężczyzny nie ma być chroniona? Czy jego praca ma wartość niższą, niż ta wykonywana przez kobietę? Zupełnie nie dziwi mnie więc gniew wielu mężczyzn, którzy zaczynają reagować alergicznie na każdy przejaw feminizmu. Zachodni feminizm przestaje zajmować się równością, a zaczyna być jej karykaturą - przynajmniej w wykonaniu niektórych np. prof. Środy czy pani Danuty Hubner. Mam na myśli np. parytety. Obydwie panie mówią, że parytety są niezbędne, aby zwalczyć "męskie" układy. Zapoznając się z podobną opinią można wywnioskować, że kobiety nie potrafią wejść w "męski układ" albo go rozbroić bez dodatkowej pomocy państwa (argumentacja feministek utwierdza stereotypy, że kobiety nie potrafią!!!). Owszem, potrafią. Historia pokazuje, że kobiety w czasach ZNACZNIE mniej przychylnych dla płci pięknej potrafiły nie tylko "wejść" w męski układ ale też mu komenderować. Te trudne czasy bezsprzecznie zmarnowały wiele talentów tylko dlatego, że właścicielką owych talentów była kobieta - zapewne więcej kobiet zapisałoby się w kartach historii. Trudne czasy jednak minęły, miejmy nadzieje - bezpowrotnie - i dzisiaj żadnej z nas nie ogranicza brak dostępu do edukacji, praw wyborczych i innych, naprawdę pięknych możliwości. (Walczcie proszę z tymi, którzy chcą je odebrać). Dodatkowe "przywileje" nie pomagają - sabotują nasze umiejętności w oczach Panów, ba - sabotują nas w ogóle. Zasilają też antykobiecą, mizoginistyczną retorykę ludzi wnioskujących, że równouprawnienie ogranicza mężczyzn. To nie "równouprawnienie", proszę Państwa - tego nie mamy. To źle pojęty "feminizm".
Dlaczego "źle pojęty"? Bardziej właściwym określeniem byłoby "źle reprezentowany" przez niektóre i niektórych. Całe mnóstwo jest ludzi - prawdziwych kobiet i prawdziwych mężczyzn, rozumiejących, jak ważna dla wydolnego, utalentowanego społeczeństwa jest prawdziwa równość; uprawiają oni "feminizm" pożyteczny. Wśród nich mamy np. Maryam Namazie - IRANKĘ, feministkę walczącą o realnie zagrożone prawa nie tylko pań ale też panów i dzieci, po prostu: ludzi - nie, nie o żadne parytety, tylko przeciwko religijnemu, naprawdę niebezpiecznemu, fundamentalizmowi. Pamela Geller, Brigitte Gabriel, Julia Gillard (lewicowa(?) premier Australii), Wafa Sultan, Waris Dirie - to tylko niektóre z Bohaterek. Dlaczego wywołuję do tablicy akurat te walczące z islamizmem? Bo ta ideologia obecnie daje najwięcej przykładów rażącej dyskryminacji. Wspomniane feministki są znacznie odważniejsze i znacznie bardziej pożyteczne, niż nasze "Szczuki" . Darmo zresztą dawałam pani Szczuce szansę - szukałam jej wypowiedzi w kwestii islamistycznego fundamentalizmu, groźniejszego niż wypowiedzi ks. Oko (jak go nie lubię, tak nie obciął niczyjej głowy - islamizm ma już całkiem pokaźną ich kolekcję). No i nie znalazłam. Salonowa lwica woli podgryzać stosunkowo bezpieczne, choć skrajne, katolickie autorytety (reprezentujące - oby - mniejszość Katolików, choć bardziej widocznych w mediach, bo mocno krzykliwych). Pani Szczuka walczy więc z Biskupem "gender zło" (ad hoc znalazłam nawet coś pro-gender tutaj: http://polka-walczaca.blogspot.com/2015/03/polka-u-szejka.html), niż z dżihadystycznymi pokurczami, praktykującymi wyrzynanie łechtaczek. Bo u nas nie ma islamizmu....? Jeśli walczysz z terrorem wobec kobiet, to walcz z terrorem wobec kobiet - jeśli podobnego terroru nie ma w Polsce (bo "terroru" nie ma), to trzeba walczyć z tym, który wnosi do hiper-tolerancyjnej UE muzułmańska imigracja, a której jesteśmy członkiem.
Przy okazji wywołam do tablicy przeciwniczki tego równouprawnienia. Jesteście wspaniałe - Wasza chęć absolutnego poświęcenia się Dzieciom i Waszym Mężom powinna budzić podziw i Wam też należy się walka o dobre imię (nie "kury domowe", nie "do garów" tylko, po prostu "opiekunki" albo "strażniczki ogniska domowego"). Tak samo jak Was podziwiam kobiety, które są świetnie wykształcone i służą społeczeństwu inaczej, niź rodząc, dbając, jak też te, które zręcznie godzą obowiązki matki z obowiązkami pracownika (w zasadzie te podziwiam niezmiernie). Nie nazywajcie ich proszę "kreaturami", tylko dlatego, że potrzebują realizować się na innych płaszczyznach. Nie odbierajcie tym babom "kobiecości" . Kobieta jest człowiekiem. I tak niektórzy ludzie świetnie prosperują w Rodzinie, tak inni - na Uczelni, w pracy, w służbie. Osobiście znam ludzi, ktorzy potrafią być zarówno Matkami/Ojcami, jak i kierownikami, nie zawalając żadnych z ról. W przypadku równouprawnienia płci, kobiety, które chcą zostać w domu i domem się zajmować - mogą, nikt przecież nie odbierze im tego prawa i żadne prawo nie nakazuje im iść do prac. Jednak panie lobbujące za zniesieniem równouprawnienia odbiorom innym prawo do samorealizacji na innych płaszczyznach, tym samym unicestwią tysiące talentów, które mogłyby przysłużyć się Narodowi w inny sposób. Tu szczerze i uczciwie przyznam, że dyskryminacja kobiet nie bierze się tylko z "szowinistycznej opresjii okrutnych mężczyzn" - w lwiej części to właśnie kobiety przykładają się do dyskryminowania koleżanek...
Przyda się również "prztyczek w nos" wojującym feminazistkom, których argument brzmi: "to mężczyźni są winni wojnom, przemocy etc.". Niby walczycie ze stereotypem i dyskryminacją, a powielacie dokładnie podobny idiotyzm, tyle, że z przeciwnego bieguna. Mam wielu kolegów, ceniących współpracę z pewnymi kobietami ponad współpracę z pewnymi kolegami, bo te po prostu pracują lepiej. ŻADEN z nich nie wywołał wojny i nie stosuje bezsensownej przemocy. To są cudowni, dobrzy ludzie.
Wielokrotnie czytałam, rzadziej - słyszałam, że Kobietom prawa się nie należą, bo są średnio mneij inteligentne. Grupa kobiet, owszem, ma statystycznie IQ niższe o 4 (czte-ry, w zaokrągleniu) punkty od grupy mężczyzn. Ale: "W ciągu ostatnich 100 lat iloraz inteligencji zarówno kobiet, jak i mężczyzn wzrósł, ale w przypadku kobiet ten wzrost był szybszy. " - stwierdza prof. James Flynn. Jakby nie było - statystyka to podły potwór... Jej bezkrytyczne przyjmowanie zmuszałby szefa działalności, gdzie wysoki IQ ma przełożenie na jakość pracy, do ignorowania kandydatki z ilorazem 140 na rzecz kandydata z IQ=100, tylko dlatego, bo "kobieta jest średnio mniej inteligentna o 4 punkty od mężczyzny". Oczywiście - testy te z reguły sprawdzają umiejętność rozwiązywania testów na inteligencję . Do ich rozwiązania potrzebne są jednak dodatkowe umiejętności (najmniej-czytania tekstu ze zrozumieniem).
Nie twierdzę tutaj, że nie ma różnic między kobietą a mężczyzną. One są. Nie są to jednak różnice: lepszy-gorsza, mądrzejszy-głupsza, Pan-niewolnica, a owe różnice tylko wzbogacają. Nie powinny być też pretekstem do ograniczania czyjegokolwiek potencjału. Pięknie wypowiedział się na ten temat Papież Franciszek (nie określam się w tym miejscu jako katoliczka - duchowe przekonania są dla mnie kwestią na tyle prywatną i intymną, że nigdy nie będę ich tutaj prezentować). "Aby rozwiązać problemy w swojej relacji, mężczyzna i kobieta powinni zamiast więcej do siebie mówić, bardziej się słuchać, traktować się z szacunkiem i współpracować w przyjaźni - oświadczył papież." i "(...)Jesteśmy stworzeni, aby się nawzajem słuchać i sobie pomagać - podkreślił." Przy takim dyskursie nie ma mowy o: lepszy-gorsza, mądrzejszy-głupsza, Pan-niewolnica. Zauważcie, że Papież krytykując genderyzm uprawia też pożyteczny feminizm: "zachęcał też do większej "kreatywności i śmiałości" w ukazywaniu wartości "geniuszu kobiecego". Chodzi o to, by kobiety nie tylko słuchano, ale by jej głos odgrywał realne znaczenie i był autorytetem, uznanym przez społeczeństwo". Kocham Mojego niezmiernie ale nie jest On istotą nieomylną, tylko dlatego, że jest NIM. Potrafimy jednak słuchać się nawzajem i zawsze wychodzi z tego, korzystny dla obojga, konsensus. A jako że jest samcem alfa - nic nie musi udowadniać i w żaden sposób nie urąga mu, że "jego baba wie lepiej". Inteligentni, atrakcyjni mężczyźni, cieszący się powodzeniem u kobiet, nigdy nie głoszą: "baby są głupie". Zawsze mówią to faceci słusznie zakompleksieni, bardzo niepewni swojego męstwa, często po bardzo nieudanych związkach.
Czy jestem więc feministką? Jeśli feminizm to walka o możliwość realizowania talentów i potencjału w wybranej dziedzinie bez względu na płec... to tak, jestem feministką - mamą, żoną wyjątkowego faceta, spełnioną zawodowo, atrakcyjną kobietą z niewyparzoną gębą i ogolonymi pachami. Edycja z 22.11.2015 - po mądrościach głoszonych przez wiele feministek w sprawie imigracji muszę chyba użyć innego określenia. Jestem za równouprawnieniem ale nie chcę nazywać się feministką, bo to, ostatnio - wstyd.
Co możesz zrobić? Babo - jeśli szef awansował kolegę, mimo twoich widocznie lepszych wyników - nie psiocz, że panoszy się dyskryminacja a mężczyźni są źli. Zmień robotę. Ja tak zrobiłam (i dwie moje koleżanki), będąc w identycznej sytuacji - dziś firma ma gorsze wyniki, a my pracujemy w dużo lepszych miejscach. Facet bije? Nie każdy. Weź takiego, co nie bije. Chłopie - baby to k***y, bo twoja wzięła innego? Ona to nie połowa społeczeństwa. Masz powód do świętowania - męczyłbyś się z tą osobą do końca życia, a tak masz wolność i możliwość znaleźć kogoś wartościowego. Szef awansował koleżankę, bo ona z nim flirtuje? Zmień robotę. Ja tak zrobiłam (i dwie moje koleżanki) (...) :). itd. itp. Nie bójmy się siebie, przestańmy się nienawidzić - jesteśmy spłodzeni i zrodzeni w ten sam sposób. Jesteśmy ludźmi. /Możesz opublikować ten tekst (wyzbywam się praw autorskich ;), jeśli tylko zgadzasz się z tym, co wyżej/
Jestem ZA równymi prawami dla dorosłych, równie zdolnych ludzi, którzy dysponują odpowiednimi umiejętnościami - bez względu na cechy takie jak: płeć, wiek, inne. Jestem tym samym za równymi prawami zarówno kobiet jak i też MĘŻCZYZN. Jeśli chcemy równouprawnienia i uchwalamy konwencję "antyprzemocową", to uwzględniamy w niej i Jedne i Drugich - owi "Drudzy" też bywają ofiarami przemocy. Mówiąc o sprawiedliwości i równości żadne statystyki nie powinny mieć znaczenia, a kiedy mają - wtedy zwyczajnie dyskryminują. Jako że kobieta też człowiek, a ludzie są różni - różne bywają babki. Wśród nich znajdziemy wspaniałych naukowców, polityków, szefów ale też morderców, stalkerów i fatalne partnerki. Jeśli mówimy o sprawiedliwości, to bądźmy sprawiedliwi. Jeśli walczymy z przemocą, to walczmy z tą, która dotyka i kobiety i mężczyzn. Tym drugim również trzeba pomóc - kultura zabrania im żalić się, że kobieta bije, bądź znęca się psychicznie. A bywa, że ona to robi, a on naprawdę potrzebuje pomocy i nie zasługuje na ostracyzm, bo "baba go bije". Czy dlatego, że stalkerami w przeważającej większości są mężczyźni wynika, że mężczyźni-ofiary nie powinni otrzymać pomocy? Równie rozsądne byłoby stwierdzenie, "skoro absolwentami mechaniki i budowy maszyn w przeważającej większości są mężczyźni, to kobiety nie powinny mieć prawa podejmowania tego kierunku". Konwencja "antyprzemocowa" powinna więc albo wylądować w śmietniku albo należy pozbawić ją :) płci. Ciekawostka - konwencję "antyprzemocową" uchwaliła Turcja - mimo tego bestialskie znęcanie się nad Turczynkami z roku na rok powszechniejsze. Najwidoczniej nie konwencje, tylko zaostrzenie i - co najważniejsze - egzekwowanie przepisów karnych da wymierny efekt. Miast uchwalać wzniosłe konwencje - dosadnie karać Panów jak i Panie, za znęcanie się nad rodziną czy partnerką/partnerem. Temida nosi opaskę na oczach i nie powinna podglądać, czy ma do czynienia z panem czy z panią.
A po co te równe prawa? Uważam, że każda organizacja, firma, wreszcie kraj zawsze zyska, jeśli ludzie o odpowiednich kompetencjach i umiejętnościach będą mieli równe szanse i równy dostęp do ich realizacji oraz ochrony prawnej, bez przywilejowania czy dyskryminowania kogokolwiek... Załóżmy, że mamy 2 grupy: 100 mężczyzn i 100 kobiet. Wiadomo, że wśród tych pierwszych znajdziemy więcej ludzi nadających się do walki. Jeśli przyszłoby stworzyć spośród nich kompanię szturmową, to niekoniecznie trafne byłoby wybranie samych mężczyzn, tylko dlatego, że nimi są - przy wyborze należy raczej zwracać uwagę na umiejętności wymagane w walce. Wybierając samych facetów zapewne trafiłoby się kilku słabszych. Zamiast nich lepiej wziąć kilka silnych pań - "babochłopów" :). Dlaczego? To chyba oczywiste - grupa jest tak silna, jak jej najsłabsze ogniwo. Jeśli kompania wyruszy na rozpoznanie (pomijając jej szturmowy charakter), to nie można pozwolić, aby nawet jeden mężczyzna wybrany tylko dlatego, że nim jest, opóźniał marsz, dostając zadyszki po kilometrze. Zamiast niego:
chyba lepiej sprawdzi się ona:
https://www.youtube.com/watch?v=BAiLyME9UFc#t=4m24s Bohaterek powstania warszawskiego jest wystarczająca ilość, by potwierdzić tezę. Nie tylko sanitariuszek. Elżbieta Zawacka - to właśnie ta jedna z "kilku".
Równouprawnienie jest więc w powyższym przypadku korzystne. Równouprawnienie, ale w żadnym przypadku nie przywilejowanie kogokolwiek w imię "równych praw".
Dawanie ekstra przywilejów kobietom w imię "równouprawnienia" jest czystą hipokryzją. Podobnym paradoksem byłby przepis "o ochronie życia", skazujący na karę śmierci dokonujące aborcję. Patrząc na przykład z kompanią - głupotą jest stosowanie lżejszych testów sprawnościowych dla pań, które chcą służyć w wojsku (w imię równych praw, oczywiście). Czy przeciwnik, chcąc odstrzelić żołnierkę wspaniałomyślnie ofiaruje jej dodatkowy czas na ucieczkę, bo miała niższe wymagania na 1000m podczas testu sprawnościowego?! Czy wyobrażacie sobie sytuację, kiedy żołnierka nie będzie w stanie ewakuować rannego kolegi? Owszem - przeszła testy ale tylko dlatego, że nie musiała się podciągać. Gdyby musiała to wyszłoby na jaw, że ramiona akurat tej są wątłe, słabe i nie dźwigną kompana, a jego życie z kolei nie byłoby w równym niebezpieczeństwie - miałby u boku innego żołnierza (pana albo panią), z silniejszymi łapami, bo zdołał/a się podciągnąć te min. 10 razy.
Takich, rzekomo, "równościowych" wynalazków, jest więcej, np. ochrona pracy kobiet (bhp) - dlaczego praca mężczyzny nie ma być chroniona? Czy jego praca ma wartość niższą, niż ta wykonywana przez kobietę? Zupełnie nie dziwi mnie więc gniew wielu mężczyzn, którzy zaczynają reagować alergicznie na każdy przejaw feminizmu. Zachodni feminizm przestaje zajmować się równością, a zaczyna być jej karykaturą - przynajmniej w wykonaniu niektórych np. prof. Środy czy pani Danuty Hubner. Mam na myśli np. parytety. Obydwie panie mówią, że parytety są niezbędne, aby zwalczyć "męskie" układy. Zapoznając się z podobną opinią można wywnioskować, że kobiety nie potrafią wejść w "męski układ" albo go rozbroić bez dodatkowej pomocy państwa (argumentacja feministek utwierdza stereotypy, że kobiety nie potrafią!!!). Owszem, potrafią. Historia pokazuje, że kobiety w czasach ZNACZNIE mniej przychylnych dla płci pięknej potrafiły nie tylko "wejść" w męski układ ale też mu komenderować. Te trudne czasy bezsprzecznie zmarnowały wiele talentów tylko dlatego, że właścicielką owych talentów była kobieta - zapewne więcej kobiet zapisałoby się w kartach historii. Trudne czasy jednak minęły, miejmy nadzieje - bezpowrotnie - i dzisiaj żadnej z nas nie ogranicza brak dostępu do edukacji, praw wyborczych i innych, naprawdę pięknych możliwości. (Walczcie proszę z tymi, którzy chcą je odebrać). Dodatkowe "przywileje" nie pomagają - sabotują nasze umiejętności w oczach Panów, ba - sabotują nas w ogóle. Zasilają też antykobiecą, mizoginistyczną retorykę ludzi wnioskujących, że równouprawnienie ogranicza mężczyzn. To nie "równouprawnienie", proszę Państwa - tego nie mamy. To źle pojęty "feminizm".
Dlaczego "źle pojęty"? Bardziej właściwym określeniem byłoby "źle reprezentowany" przez niektóre i niektórych. Całe mnóstwo jest ludzi - prawdziwych kobiet i prawdziwych mężczyzn, rozumiejących, jak ważna dla wydolnego, utalentowanego społeczeństwa jest prawdziwa równość; uprawiają oni "feminizm" pożyteczny. Wśród nich mamy np. Maryam Namazie - IRANKĘ, feministkę walczącą o realnie zagrożone prawa nie tylko pań ale też panów i dzieci, po prostu: ludzi - nie, nie o żadne parytety, tylko przeciwko religijnemu, naprawdę niebezpiecznemu, fundamentalizmowi. Pamela Geller, Brigitte Gabriel, Julia Gillard (lewicowa(?) premier Australii), Wafa Sultan, Waris Dirie - to tylko niektóre z Bohaterek. Dlaczego wywołuję do tablicy akurat te walczące z islamizmem? Bo ta ideologia obecnie daje najwięcej przykładów rażącej dyskryminacji. Wspomniane feministki są znacznie odważniejsze i znacznie bardziej pożyteczne, niż nasze "Szczuki" . Darmo zresztą dawałam pani Szczuce szansę - szukałam jej wypowiedzi w kwestii islamistycznego fundamentalizmu, groźniejszego niż wypowiedzi ks. Oko (jak go nie lubię, tak nie obciął niczyjej głowy - islamizm ma już całkiem pokaźną ich kolekcję). No i nie znalazłam. Salonowa lwica woli podgryzać stosunkowo bezpieczne, choć skrajne, katolickie autorytety (reprezentujące - oby - mniejszość Katolików, choć bardziej widocznych w mediach, bo mocno krzykliwych). Pani Szczuka walczy więc z Biskupem "gender zło" (ad hoc znalazłam nawet coś pro-gender tutaj: http://polka-walczaca.blogspot.com/2015/03/polka-u-szejka.html), niż z dżihadystycznymi pokurczami, praktykującymi wyrzynanie łechtaczek. Bo u nas nie ma islamizmu....? Jeśli walczysz z terrorem wobec kobiet, to walcz z terrorem wobec kobiet - jeśli podobnego terroru nie ma w Polsce (bo "terroru" nie ma), to trzeba walczyć z tym, który wnosi do hiper-tolerancyjnej UE muzułmańska imigracja, a której jesteśmy członkiem.
Przy okazji wywołam do tablicy przeciwniczki tego równouprawnienia. Jesteście wspaniałe - Wasza chęć absolutnego poświęcenia się Dzieciom i Waszym Mężom powinna budzić podziw i Wam też należy się walka o dobre imię (nie "kury domowe", nie "do garów" tylko, po prostu "opiekunki" albo "strażniczki ogniska domowego"). Tak samo jak Was podziwiam kobiety, które są świetnie wykształcone i służą społeczeństwu inaczej, niź rodząc, dbając, jak też te, które zręcznie godzą obowiązki matki z obowiązkami pracownika (w zasadzie te podziwiam niezmiernie). Nie nazywajcie ich proszę "kreaturami", tylko dlatego, że potrzebują realizować się na innych płaszczyznach. Nie odbierajcie tym babom "kobiecości" . Kobieta jest człowiekiem. I tak niektórzy ludzie świetnie prosperują w Rodzinie, tak inni - na Uczelni, w pracy, w służbie. Osobiście znam ludzi, ktorzy potrafią być zarówno Matkami/Ojcami, jak i kierownikami, nie zawalając żadnych z ról. W przypadku równouprawnienia płci, kobiety, które chcą zostać w domu i domem się zajmować - mogą, nikt przecież nie odbierze im tego prawa i żadne prawo nie nakazuje im iść do prac. Jednak panie lobbujące za zniesieniem równouprawnienia odbiorom innym prawo do samorealizacji na innych płaszczyznach, tym samym unicestwią tysiące talentów, które mogłyby przysłużyć się Narodowi w inny sposób. Tu szczerze i uczciwie przyznam, że dyskryminacja kobiet nie bierze się tylko z "szowinistycznej opresjii okrutnych mężczyzn" - w lwiej części to właśnie kobiety przykładają się do dyskryminowania koleżanek...
Przyda się również "prztyczek w nos" wojującym feminazistkom, których argument brzmi: "to mężczyźni są winni wojnom, przemocy etc.". Niby walczycie ze stereotypem i dyskryminacją, a powielacie dokładnie podobny idiotyzm, tyle, że z przeciwnego bieguna. Mam wielu kolegów, ceniących współpracę z pewnymi kobietami ponad współpracę z pewnymi kolegami, bo te po prostu pracują lepiej. ŻADEN z nich nie wywołał wojny i nie stosuje bezsensownej przemocy. To są cudowni, dobrzy ludzie.
Wielokrotnie czytałam, rzadziej - słyszałam, że Kobietom prawa się nie należą, bo są średnio mneij inteligentne. Grupa kobiet, owszem, ma statystycznie IQ niższe o 4 (czte-ry, w zaokrągleniu) punkty od grupy mężczyzn. Ale: "W ciągu ostatnich 100 lat iloraz inteligencji zarówno kobiet, jak i mężczyzn wzrósł, ale w przypadku kobiet ten wzrost był szybszy. " - stwierdza prof. James Flynn. Jakby nie było - statystyka to podły potwór... Jej bezkrytyczne przyjmowanie zmuszałby szefa działalności, gdzie wysoki IQ ma przełożenie na jakość pracy, do ignorowania kandydatki z ilorazem 140 na rzecz kandydata z IQ=100, tylko dlatego, bo "kobieta jest średnio mniej inteligentna o 4 punkty od mężczyzny". Oczywiście - testy te z reguły sprawdzają umiejętność rozwiązywania testów na inteligencję . Do ich rozwiązania potrzebne są jednak dodatkowe umiejętności (najmniej-czytania tekstu ze zrozumieniem).
Nie twierdzę tutaj, że nie ma różnic między kobietą a mężczyzną. One są. Nie są to jednak różnice: lepszy-gorsza, mądrzejszy-głupsza, Pan-niewolnica, a owe różnice tylko wzbogacają. Nie powinny być też pretekstem do ograniczania czyjegokolwiek potencjału. Pięknie wypowiedział się na ten temat Papież Franciszek (nie określam się w tym miejscu jako katoliczka - duchowe przekonania są dla mnie kwestią na tyle prywatną i intymną, że nigdy nie będę ich tutaj prezentować). "Aby rozwiązać problemy w swojej relacji, mężczyzna i kobieta powinni zamiast więcej do siebie mówić, bardziej się słuchać, traktować się z szacunkiem i współpracować w przyjaźni - oświadczył papież." i "(...)Jesteśmy stworzeni, aby się nawzajem słuchać i sobie pomagać - podkreślił." Przy takim dyskursie nie ma mowy o: lepszy-gorsza, mądrzejszy-głupsza, Pan-niewolnica. Zauważcie, że Papież krytykując genderyzm uprawia też pożyteczny feminizm: "zachęcał też do większej "kreatywności i śmiałości" w ukazywaniu wartości "geniuszu kobiecego". Chodzi o to, by kobiety nie tylko słuchano, ale by jej głos odgrywał realne znaczenie i był autorytetem, uznanym przez społeczeństwo". Kocham Mojego niezmiernie ale nie jest On istotą nieomylną, tylko dlatego, że jest NIM. Potrafimy jednak słuchać się nawzajem i zawsze wychodzi z tego, korzystny dla obojga, konsensus. A jako że jest samcem alfa - nic nie musi udowadniać i w żaden sposób nie urąga mu, że "jego baba wie lepiej". Inteligentni, atrakcyjni mężczyźni, cieszący się powodzeniem u kobiet, nigdy nie głoszą: "baby są głupie". Zawsze mówią to faceci słusznie zakompleksieni, bardzo niepewni swojego męstwa, często po bardzo nieudanych związkach.
Czy jestem więc feministką? Jeśli feminizm to walka o możliwość realizowania talentów i potencjału w wybranej dziedzinie bez względu na płec... to tak, jestem feministką - mamą, żoną wyjątkowego faceta, spełnioną zawodowo, atrakcyjną kobietą z niewyparzoną gębą i ogolonymi pachami. Edycja z 22.11.2015 - po mądrościach głoszonych przez wiele feministek w sprawie imigracji muszę chyba użyć innego określenia. Jestem za równouprawnieniem ale nie chcę nazywać się feministką, bo to, ostatnio - wstyd.
Co możesz zrobić? Babo - jeśli szef awansował kolegę, mimo twoich widocznie lepszych wyników - nie psiocz, że panoszy się dyskryminacja a mężczyźni są źli. Zmień robotę. Ja tak zrobiłam (i dwie moje koleżanki), będąc w identycznej sytuacji - dziś firma ma gorsze wyniki, a my pracujemy w dużo lepszych miejscach. Facet bije? Nie każdy. Weź takiego, co nie bije. Chłopie - baby to k***y, bo twoja wzięła innego? Ona to nie połowa społeczeństwa. Masz powód do świętowania - męczyłbyś się z tą osobą do końca życia, a tak masz wolność i możliwość znaleźć kogoś wartościowego. Szef awansował koleżankę, bo ona z nim flirtuje? Zmień robotę. Ja tak zrobiłam (i dwie moje koleżanki) (...) :). itd. itp. Nie bójmy się siebie, przestańmy się nienawidzić - jesteśmy spłodzeni i zrodzeni w ten sam sposób. Jesteśmy ludźmi. /Możesz opublikować ten tekst (wyzbywam się praw autorskich ;), jeśli tylko zgadzasz się z tym, co wyżej/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz