Wystarczająco wiele artykułów poświęcono analizie samego zdarzenia - nie ma więc sensu jeszcze raz pisać o tym samym, bowiem nie ulega wątpliwości, że atak ten był terrorystycznym atakiem na wolność Francji, przeprowadzonym przez muzułmanów, gdzie śmierć poniosło 12 niewinnych ludzi, a liczba ta wciąż nie jest ostateczna. Niewinnych, podkreślam.
Podsumować można natomiast sposób przedstawienia zamachu w mediach i publiczną dyskusję o tym fakcie. Budująca jest niespotykana solidarność wśród Polaków o różnych poglądach. Co więcej - wszystko wskazuje na to, iż nie jest to jednomyślność wynikająca z asekuranctwa i politycznej poprawności (bo wypada skrytykować), a raczej rosnącego zrozumienia, jakie niebezpieczeństwo niesie za sobą islamizm. Politpoprawność - ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu - skapitulowała również w tvp, we wczorajszym, wieczornym wydaniu wiadomości. Mówiąc o zamachowcach prowadzący nie bał się używać słów: "muzułmanizm" oraz "islam"; analizował również ilość islamskich imigrantów w Europie, w kontekście zagrożenia z ich strony, bez użycia słowa "islamofobia" czy sformułowania "pokrzywdzona społeczność muzułmańska". Wolność mediów polega na tym, że nazywa się rzeczy po imieniu, bez obawy, że komuś to się nie spodoba. To jest właśnie wolność. I choć niektóre media pokazują, że wartość ta wciąż ma dla nich jakieś znaczenie, to inne wykorzystują zamach (jak każdą sensację) do uprawiania polityki i punktowania swoich wrogów.
Monika Olejnik, nawiązując do tej tragedii, zapytuje: "Czy w naszym katolickim kraju katolik nie morduje katolika? Czy uczniowie chodzący na religię nie stają się mordercami? Czy gorsza jest zbrodnia z okrzykiem "Allah jest wielki, pomścimy go", czy zbrodnia bez okrzyku?". Szczególnie ostatnie zdanie jest podłą manipulacją, ponieważ odwołuje się do ludzkiej przyzwoitości - ludzie mający taką przyzwoitość zgodnie odpowiedzą "zbrodnia to zbrodnia". JEDNAK - czym innym jest religia wyznawana przez mordercę, a czym innym mordowanie w imię wyznawanej przez niego religii. To drugie to terror. I tak, jak pospolite zbrodnie godzą z reguły w interes jednostki, tak terror godzi w interes całego społeczeństwa. Owszem, zadeklarowani katolicy również popełniają przestępstwa; nie wiedziałam jednak ostatnio, aby mordowali satyryków krzycząc: "Bóg jest wielki".
Druga strona również przykładnie bawi się w propagandę i zasługuje na krytykę. Portal fronda.pl swoje dywagacje o redakcji Charlie Hebdo i środowym zamachu podsumowuje zdaniem: "Pisząc o sprawie Charlie Hebdo nie zapominajmy, kto pierwszy przekroczył granice tego, co wolno człowiekowi." Spuentowanie tak brutalnego morderstwa myślą: "pamiętajmy, kto zaczął", jest próbą usprawiedliwienia tego typu terroryzmu. Ciężko o większą podłość, znaną także z historii - komunistyczni propagandyści również nie widzieli niczego złego w śmierci niewinnych przeciwników "jedynie słusznej ideologii i jej świętości" - to przecież oni zaczęli, podnosząc rękę na władzę ludową. 22 maja 2013, na ulicach Londynu, muzułmańscy ekstermiści obcięli głowę brytyjskiemu żołnierzowi - on też "zaczął"?
Nie odmawiam pani Olejnik prawa do własnego zdania. Nie przeczę również, że redaktorzy Charlie Hebdo niejednokrotnie wykraczali poza wolność wypowiedzi, naruszając granicę dobrego smaku. Ale podejmowanie tych tematów w obliczu realnego problemu, jakim jest islamizm, stanowi próbą wykorzystania tragedii do pozyskania audiencji i przekonania ludzi do swoich racji, a nie do krytyki prawdziwego zagrożenia. Polacy odnoszą błędne wrażenie, że wyżej wymienieni reprezentują dwa obozy, z których trzeba wybrać ten słuszny i bliższy światopoglądowo. I tak katolicy zaczną wojować z nie-katolikami, nie-katolicy z katolikami, dowalając sobie nawzajem, wykorzystując czas i energię niezbędne do walki z prawdziwym problemem... Bo przecież trzeba się za kimś opowiedzieć? Nie. Czy wierzący, czy nie wierzący powinni ramię w ramię bronić Kraju i wolności, która im na tą wiarę i nie-wiarę pozwala.
Na koniec chciałabym skomentować reakcję Obywateli europejskich nacji. To piękne, że tylu ludzi wyszło na ulicę zapalić świecę, naprawdę. Szkoda tylko, że tak, jak w przypadku ostatniego ataku na szwedzki meczet, muzułmanie skandujący "ręce precz od mojego meczetu" nie stanęli pod redakcją Charlie Habdo, skandując: "precz z terroryzmem". Nie widziałam niczego takiego. Dziwiła też opieszałość francuskich sił specjalnych - ponoć "z terrorystami się nie negocjuje."; choć... może po prostu starali się dobrze przygotować. Najzdrowszą reakcją byłoby jednak domaganie się od francuskiego rządu zaostrzenia polityki imigracyjnej oraz bardzo surowych kar za nawoływania do ataków na ten kraj (czy z meczetów, czy z facebooka - bez znaczenia) - jeśli każdy obywatel i każda obywatelka podpisali się pod taką inicjatywą, wtedy można mówić o solidarności z ofiarami zamachu.
Co Ty możesz zrobić? - nie daj się wciągnąć w konflikt Polsko-Polski. Opublikuj ten post - ja nic z tego nie mam. Kiedy będzie trzeba - wyjdźmy razem przed meczety.(c.d.n.)
Podsumować można natomiast sposób przedstawienia zamachu w mediach i publiczną dyskusję o tym fakcie. Budująca jest niespotykana solidarność wśród Polaków o różnych poglądach. Co więcej - wszystko wskazuje na to, iż nie jest to jednomyślność wynikająca z asekuranctwa i politycznej poprawności (bo wypada skrytykować), a raczej rosnącego zrozumienia, jakie niebezpieczeństwo niesie za sobą islamizm. Politpoprawność - ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu - skapitulowała również w tvp, we wczorajszym, wieczornym wydaniu wiadomości. Mówiąc o zamachowcach prowadzący nie bał się używać słów: "muzułmanizm" oraz "islam"; analizował również ilość islamskich imigrantów w Europie, w kontekście zagrożenia z ich strony, bez użycia słowa "islamofobia" czy sformułowania "pokrzywdzona społeczność muzułmańska". Wolność mediów polega na tym, że nazywa się rzeczy po imieniu, bez obawy, że komuś to się nie spodoba. To jest właśnie wolność. I choć niektóre media pokazują, że wartość ta wciąż ma dla nich jakieś znaczenie, to inne wykorzystują zamach (jak każdą sensację) do uprawiania polityki i punktowania swoich wrogów.
Monika Olejnik, nawiązując do tej tragedii, zapytuje: "Czy w naszym katolickim kraju katolik nie morduje katolika? Czy uczniowie chodzący na religię nie stają się mordercami? Czy gorsza jest zbrodnia z okrzykiem "Allah jest wielki, pomścimy go", czy zbrodnia bez okrzyku?". Szczególnie ostatnie zdanie jest podłą manipulacją, ponieważ odwołuje się do ludzkiej przyzwoitości - ludzie mający taką przyzwoitość zgodnie odpowiedzą "zbrodnia to zbrodnia". JEDNAK - czym innym jest religia wyznawana przez mordercę, a czym innym mordowanie w imię wyznawanej przez niego religii. To drugie to terror. I tak, jak pospolite zbrodnie godzą z reguły w interes jednostki, tak terror godzi w interes całego społeczeństwa. Owszem, zadeklarowani katolicy również popełniają przestępstwa; nie wiedziałam jednak ostatnio, aby mordowali satyryków krzycząc: "Bóg jest wielki".
Druga strona również przykładnie bawi się w propagandę i zasługuje na krytykę. Portal fronda.pl swoje dywagacje o redakcji Charlie Hebdo i środowym zamachu podsumowuje zdaniem: "Pisząc o sprawie Charlie Hebdo nie zapominajmy, kto pierwszy przekroczył granice tego, co wolno człowiekowi." Spuentowanie tak brutalnego morderstwa myślą: "pamiętajmy, kto zaczął", jest próbą usprawiedliwienia tego typu terroryzmu. Ciężko o większą podłość, znaną także z historii - komunistyczni propagandyści również nie widzieli niczego złego w śmierci niewinnych przeciwników "jedynie słusznej ideologii i jej świętości" - to przecież oni zaczęli, podnosząc rękę na władzę ludową. 22 maja 2013, na ulicach Londynu, muzułmańscy ekstermiści obcięli głowę brytyjskiemu żołnierzowi - on też "zaczął"?
Nie odmawiam pani Olejnik prawa do własnego zdania. Nie przeczę również, że redaktorzy Charlie Hebdo niejednokrotnie wykraczali poza wolność wypowiedzi, naruszając granicę dobrego smaku. Ale podejmowanie tych tematów w obliczu realnego problemu, jakim jest islamizm, stanowi próbą wykorzystania tragedii do pozyskania audiencji i przekonania ludzi do swoich racji, a nie do krytyki prawdziwego zagrożenia. Polacy odnoszą błędne wrażenie, że wyżej wymienieni reprezentują dwa obozy, z których trzeba wybrać ten słuszny i bliższy światopoglądowo. I tak katolicy zaczną wojować z nie-katolikami, nie-katolicy z katolikami, dowalając sobie nawzajem, wykorzystując czas i energię niezbędne do walki z prawdziwym problemem... Bo przecież trzeba się za kimś opowiedzieć? Nie. Czy wierzący, czy nie wierzący powinni ramię w ramię bronić Kraju i wolności, która im na tą wiarę i nie-wiarę pozwala.
Na koniec chciałabym skomentować reakcję Obywateli europejskich nacji. To piękne, że tylu ludzi wyszło na ulicę zapalić świecę, naprawdę. Szkoda tylko, że tak, jak w przypadku ostatniego ataku na szwedzki meczet, muzułmanie skandujący "ręce precz od mojego meczetu" nie stanęli pod redakcją Charlie Habdo, skandując: "precz z terroryzmem". Nie widziałam niczego takiego. Dziwiła też opieszałość francuskich sił specjalnych - ponoć "z terrorystami się nie negocjuje."; choć... może po prostu starali się dobrze przygotować. Najzdrowszą reakcją byłoby jednak domaganie się od francuskiego rządu zaostrzenia polityki imigracyjnej oraz bardzo surowych kar za nawoływania do ataków na ten kraj (czy z meczetów, czy z facebooka - bez znaczenia) - jeśli każdy obywatel i każda obywatelka podpisali się pod taką inicjatywą, wtedy można mówić o solidarności z ofiarami zamachu.
Co Ty możesz zrobić? - nie daj się wciągnąć w konflikt Polsko-Polski. Opublikuj ten post - ja nic z tego nie mam. Kiedy będzie trzeba - wyjdźmy razem przed meczety.(c.d.n.)